...Operacja Kwiecień" - hasło klucz. Właściwie to sama nazwa powstała krótko przed samą akcją, przez pół roku wcześniej mówiliśmy o tym po prostu "Kwiecień". Pomysł narodził się jakoś zimą, jesienią był Klasztorek (kolejne hasło/miejsce klucz), zimą niiiic, tak powstał pomysł żeby wyrwać gdzieś wiosną. Termin został ustalony "na sztywno", kilka miesięcy wcześniej, nie było od niego odstępstw, nie miała znaczenia pogoda, stan zdrowia, czy to że ciocia ma akurat imieniny. Wiedzieliśmy że spotykamy się w Pile i offem ciśniemy do Sierakowa Sławieńskiego, w prostej linii czy asfaltem jakieś 200, my mieliśmy plan na jakieś 350. Ostatni tydzień przed TYM weekendem już żyć się nie dało, człowiek dostawał kociokwiku, prognozy sprawdzane co godzinę, porównywane, konfrontowane - istny cyrk! W końcu przyszedł dzień wyjazdu, rano szybkie telefony i każdy rusza! Wreszcie! 
Czy da się spakować na cztery dni, z namiotem, śpiworem, zapasem bigosu, menażką, ciuchami, butami, dwoma winami swojskimi i paroma jeszcze pierdołami, w jedną torbę? Bez problemu, żadnego!

Jeszcze czyściutka i błyszcząca...


Do Piły z GD można jechać na wiele sposobów, ja wybrałem oczywiście ten przyjemniejszy

Pogoda była jak dzwon!


Nie wiedzieć jak, udało nam się jako tako zgrać czasowo w tej Pile, laweta z Wawy, z dwiema teresami na pokładzie, nasz gospodarz z Sierakowa (od teściów) przyjechał do Piły (tam mieszka) również na czas.
Tam nastąpiła część przywitalna, którą pominę, zawsze jest taka sama, dorosłe chłopy klepią się po plecach jak pingwiny, chcąc w ten sposób wyrazić ch*j wie co właściwie
Część gratów zostawiliśmy w garażu, część zanieśliśmy do chaty.
- No to co? Przelecimy się chyba treningowo co? - zaproponował Biały
- No ba! - reszta odpowiedziała jednym głosem w zasadzie
- Głodni jesteście? Tu niedaleko jest takie gospodarstwo, stawy pstrągowe i przy nich knajpa, jedziem?
- Jedziem!
No i się zaczęło...
...Qrwa... Z tej części zdjęć nie mam, reszta coś może podeśle, ja walczyłem o życie, nie było szans robić zdjęć. Biały ma białą teresę i bielmo na oczach... Nie widzi licznika. Bankowo! Zrobił nam pełen przekrój warunków drogowych w jakich będziemy się poruszać, pełen. Czyli... Piach! Mniej lub bardziej ubity, ale piach! Kurde! Mieszkam nad morzem, skąd oni tam w okolicach Piły mają taki piach? My nad morzem nawet takiego nie mamy! Piach, mało, to czasami mąka była! Właziło to wszędzie, szczególnie tam gdzie mogło się przylepić, czyli oczy, uszy, usta nos. Dramat. No i te prędkości. Ja wiem, świeżak jestem, ale no kurde!
Koniec końców, dotarliśmy, wszyscy, żywi, do dziś nie wiem jak, do tej knajpy z pstrągiem. Miejsce urokliwe, pstrąg po prostu nieprawdopodobny, przepyszny, prześwieży i bardzo przystępny cenowo. Nie pamiętam oczywiście nazwy miejscowości, wyrzuciłem ten dzień z pamięci, żeby nie mieć koszmarów

Aaaaaa, byłbym zapomniał, pani z knajpy ma na imię Karolina, poszły zakłady, przegrałem
Pojedli, popili? To wy*ierdalać do chaty! No i tak mniej więcej ten powrót się odbył, nie wiem dlaczego, nie można było jak człowiek, pyrkać spokojnie przez te laski? Ptaszki tak pięknie śpiewały przecież... To nieeeee!!! Ogieeeeeeeńńńńńńńń!!! Po raz pierwszy w życiu jechałem pełnym ogniem pasem przeciwpożarowym wzdłuż torów kolejowych, po oski w piachu drobnym jak mąka! No ale inaczej się nie dało, każde odpuszczenie gazu groziło natychmiastową glebą. Z tej części zdjęć również nie mam, powody są oczywiste.
Jakoś dojechaliśmy na miejsce zbiórki, tam czekała na nas nagroda, czekała równie długo jak plan tej całej eskapady, ale warto było

Ależ my byliśmy brudni i zakurzeni!!! Bardziej się nie dało! Tak wtedy myśleliśmy... Jak się później okazało, byliśmy w wielkim błędzie
Ale o tym, w następnym odcinku

Czy da się spakować na cztery dni, z namiotem, śpiworem, zapasem bigosu, menażką, ciuchami, butami, dwoma winami swojskimi i paroma jeszcze pierdołami, w jedną torbę? Bez problemu, żadnego!

Jeszcze czyściutka i błyszcząca...


Do Piły z GD można jechać na wiele sposobów, ja wybrałem oczywiście ten przyjemniejszy


Pogoda była jak dzwon!


Nie wiedzieć jak, udało nam się jako tako zgrać czasowo w tej Pile, laweta z Wawy, z dwiema teresami na pokładzie, nasz gospodarz z Sierakowa (od teściów) przyjechał do Piły (tam mieszka) również na czas.
Tam nastąpiła część przywitalna, którą pominę, zawsze jest taka sama, dorosłe chłopy klepią się po plecach jak pingwiny, chcąc w ten sposób wyrazić ch*j wie co właściwie

- No to co? Przelecimy się chyba treningowo co? - zaproponował Biały
- No ba! - reszta odpowiedziała jednym głosem w zasadzie
- Głodni jesteście? Tu niedaleko jest takie gospodarstwo, stawy pstrągowe i przy nich knajpa, jedziem?
- Jedziem!
No i się zaczęło...
...Qrwa... Z tej części zdjęć nie mam, reszta coś może podeśle, ja walczyłem o życie, nie było szans robić zdjęć. Biały ma białą teresę i bielmo na oczach... Nie widzi licznika. Bankowo! Zrobił nam pełen przekrój warunków drogowych w jakich będziemy się poruszać, pełen. Czyli... Piach! Mniej lub bardziej ubity, ale piach! Kurde! Mieszkam nad morzem, skąd oni tam w okolicach Piły mają taki piach? My nad morzem nawet takiego nie mamy! Piach, mało, to czasami mąka była! Właziło to wszędzie, szczególnie tam gdzie mogło się przylepić, czyli oczy, uszy, usta nos. Dramat. No i te prędkości. Ja wiem, świeżak jestem, ale no kurde!
Koniec końców, dotarliśmy, wszyscy, żywi, do dziś nie wiem jak, do tej knajpy z pstrągiem. Miejsce urokliwe, pstrąg po prostu nieprawdopodobny, przepyszny, prześwieży i bardzo przystępny cenowo. Nie pamiętam oczywiście nazwy miejscowości, wyrzuciłem ten dzień z pamięci, żeby nie mieć koszmarów


Aaaaaa, byłbym zapomniał, pani z knajpy ma na imię Karolina, poszły zakłady, przegrałem

Pojedli, popili? To wy*ierdalać do chaty! No i tak mniej więcej ten powrót się odbył, nie wiem dlaczego, nie można było jak człowiek, pyrkać spokojnie przez te laski? Ptaszki tak pięknie śpiewały przecież... To nieeeee!!! Ogieeeeeeeńńńńńńńń!!! Po raz pierwszy w życiu jechałem pełnym ogniem pasem przeciwpożarowym wzdłuż torów kolejowych, po oski w piachu drobnym jak mąka! No ale inaczej się nie dało, każde odpuszczenie gazu groziło natychmiastową glebą. Z tej części zdjęć również nie mam, powody są oczywiste.
Jakoś dojechaliśmy na miejsce zbiórki, tam czekała na nas nagroda, czekała równie długo jak plan tej całej eskapady, ale warto było


Ależ my byliśmy brudni i zakurzeni!!! Bardziej się nie dało! Tak wtedy myśleliśmy... Jak się później okazało, byliśmy w wielkim błędzie

Ale o tym, w następnym odcinku

Komentarz