Ogłoszenie

Zwiń
No announcement yet.

Murmańsk 2010

Zwiń
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Wyczyść wszystko
new posts

    Murmańsk 2010

    Witam serdecznie,
    Odświeżam wątek.

    Wybrałem się


    Pojechałem i dojechałem, 14 dni, 6 500km, tam przez Ukrainę




    z małymi przygodami


    czasem drogą lepszą, czasem gorszą


    i.. nawet trochę dalej...


    nad morze Barentsa


    i z powrotem


    ogólnie sam, czasem w towarzystwie


    Jak tylko się ogarnę, założę nowy wątek i napiszę coś więcej.
    Pozdrawiam
    Lukasz

    #2
    Dawaj więcej fotek !! Niezła wyprawa

    Komentarz


      #3
      lukasz809b - superrrrr, chylę czoła nisko (bardzo nisko). Szacunek pełen dla osób które "działają i osiągają konkretne cele". Też jestem zwolennikiem głównie samotnych wyjazdów. Kawał fajnego świata objechałeś. Ja za 2 tygodnie samotnie startuje na Krym - z objazdem Karpat ukraińskich. Ale przy Twojej wyprawie to bułka z masłem (tyle że mnie tam ciągnie). Z niecierpliwością czekam na relację i foty.
      Pozdrawiam
      Ostatnio edytowany przez pawel_kielce; 98.

      Komentarz


        #4
        Spotkanie na Pradze

        Witam.
        No chłopie kawał drogi objechałeś , do pozazdroszczenia.
        Cieszę się , że mogłem pomóc w uruchomieniu moto na pych no i poznać cię.
        Czekamy na relacje i nowe fotki.
        Pozdrawiam
        Papacool

        Komentarz


          #5
          Opis

          Bardzo dziękuje za pomoc przy uruchamianiu moto
          Aku zupełnie padło, dobrze że "w domu". Już wrzucam com spisał....

          LukaSS założył wątek wyjazdu, czym mnie zainspirował. Od Niego też otrzymałem linki do opisów umieszczonych na forum adv, poczytałem i zapadła decyzja – jadę. Najlepiej z Kimś. Po poszukiwaniach okazało się, że za dużo osób do wyjazdu się nie garnie, zdecydowałem się więc jechać sam. Moto to XTZ 660 rocznik, 96, przebieg 43 900, u mnie od roku i po 1 tyś. km. Po kilku regulacjach, lubiąca oleju, ale w „normie górnej”, nieco poniżej 1 litr na 1000 km W związku z tym, że chciałem jak najszybciej znaleźć się na wschodzie, a dla odmiany nie chciałem wyrabiać kolejnej po rosyjskiej, tym razem białoruskiej wizy, decyduje się na przejazd Ukrainą. Z Wa-wy wyruszam w niedzielę rano. Przelot do granicy. Staram się pojechać prosto na wschód a potem tuż przy granicy na południe. Granica w Dorohusku, grzecznie czekam w kolejce do przejścia z samochodami, przynajmniej na początku. Zaczyna padać i deszcz przechodzi w ulewę. Uderzam bokiem i spokojnie odprawiam się poza kolejnością. Żadnych kłopotów. 40 minut i jestem na Ukrainie, tankowanie i w drogę. Teraz centralnie główną drogą na wschód.

          Pierwszy nocleg na Ukrainie

          Droga przez Ukrainę zajmuje mi trzy dni. Śpię, zresztą jak już zawsze do końca wyjazdu pod namiotem. Staram się jeszcze przed nocą (im dalej na północ, tym to określenie, nieco… wyblaknie) znaleźć miejsce na sen. Przejeżdżam przez Kijów, korki ogromne, gdyby nie pomoc motocyklisty, który poświęcił na wyprowadzenie mnie z miasta z 40 minut, jeździłbym tam baaardzo długo. Ogólnie trauma wyjazdu… Teraz już na północ. Drogi mniej uczęszczane i zaczyna się to, co urzeka na wschodzie. Maleńkie wsie, mimo rozsypujących się domów przemili ludzie i piękne widoki. Miliony i jeszcze więcej komarów na noclegach… Przejście graniczne z Rosją/Białorusią jest bardzo ciekawe, wyjazd z Ukrainy a potem na pasie ziemi niczyjej podejmuje się decyzje, na Białoruś czy do Rosji. Oczywiście wybieram drugie rozwiązanie. Jedyne przejście na którym stoję jak wszyscy. Jest jednak na tyle mało samochodów, że odprawa przebiega bardzo sprawnie. Wypełnianie papierków i znowu po ok. 40 minutach jestem w Rosji. Teraz już centralnie na północ, aż do końca drogi Dodam, że od wjazdu na Ukrainę towarzyszy mi deszcz. Codziennie zaliczam większe lub mniejsze lanie wody. Regułą jest, że co większe prysznice przeczekuję na przystankach.

          Spotkani Ukraincy (chińskie moto 250cm...)

          W drodze na północ, staram się wybierać drogi boczne. Dochodzi do tego, że jadę polami, ścieżką niemal tylko wydeptaną. Zapytana staruszka potwierdza, że to jednak właściwa droga… a droga to ślady po tym, jak ktoś, kiedyś, tamtędy czymś ciężkim przejechałâ€¦ jadę drugim biegiem, w porywach ze 30 km/h.

          Droga biała na mapie, zapytana staruszka potwierdza "Tak, to tędy..."

          Ale jest bardzo ładnie. Bardzo chciałem objechać Onegę od wschodu, po tym jednak, czego doświadczyłem do chwili dojazdu tam, nie decyduję się na to samodzielnie. Zbyt duże odległości między wsiami, ruchu prawie wcale, a jestem na zachodnim brzegu. Jadę więc nim na północ, tyle, że znowu drogi mniej główne, co w praktyce oznacza chwilami asfalt, a raczej to, co z niego zostało. Czasem można trafić na remont. Kamaz ze żwirem i smołą na pace rozpryskuje tę mieszankę na dziury w drodze… efekt jest taki, że po przejechaniu taką drogą osłona silnika, bok moto i but są w smole…

          Po naprawianej drodze...

          W większości drogi to jednak „grawiejki”, czyli szutrowe, które suche pozwalają , przy moich skromnych umiejętnościach jechać ok. 60-70 km/h, na mokrych robi się niebezpiecznie ślisko i średnia mi spada. Chwilami daje się jechać szybciej, zdarzają się i takie odcinki, że lecę ok. 100 jak i takie, że redukuje do dwójki i przejeżdżam dość głęboki, kopny piach.


          Droga
          W pewnym momencie, po przejechaniu odcinka z rodzajem tarki, coś jak po przejechaniu koparki, zatrzymuję się pod sklepem. Patrzę na ziemię a tam element do złudzenia przypominający osłonę łańcucha… moją osłonę łańcucha. Okazało się, że od drgań wykręciły się obie śruby mocujące, z tym, że osłona została, trochę ją naruszyła opona, ale ogólnie stan dobry. Opaski zaciskowe i jadę dalej. W większości jest to jazda na stojąco, co po dobrze ponad 100 kilometrach przenosi się na ból rąk i pleców. Kilka razy ratuję się ostrym hamowaniem, żeby nie wylecieć z drogi. Zdaję sobie sprawę, że przy tym natężeniu ruchu i ścianie lasu tuż przy drodze, wlot tam z prędkością nawet tylko 50 km/h i, tfu tfu, odpukać, przydarzeniu się czegokolwiek już poza drogą, może sprawić pozostanie tam na bardzo długo…Nikt nawet nie byłby w stanie zauważyć, że ktoś na moto wyleciał z drogi i sobie tam leży. Zbudowany takimi rozważaniami jadę więc bardzo ostrożnie, żadne tam radosne poślizgi tyłu czy coś takiego. Powiem więcej, jakiekolwiek tego typu „przygody” gdy ucieka tył, albo przód zaczyna wariować w piachu powodują u mnie raczej rozstrój nerwowy, niż radosne podniecenie jazdą uślizgami… i tak sobie pomykam.

          Droga tarka..

          Przejeżdżam malutkie wsie, widać biedę, domy w większości rozlatujące się i raczej z poprzedniej epoki, ale jest też na swój sposób pięknie, ludzie się uśmiechają, sklepy, nawet jeśli bardzo małe, zapewniają dostęp do podstawowych i nie tylko produktów. Noclegi, komary, przyroda. Śniadania ustaliły się w pewien standard, składający się z jogurtu, soku i kawałka żółtego sera, obiady najczęściej solanka, kolacje, coś na kształt śniadań plus jakaś bułka. W ciągu dnia jakiś słodycz albo owoc.

          Poranne zakupy..
          cdn.

          Komentarz


            #6
            Super!
            Łukasz, pytanko - z jakich map korzystałeś?

            Pozdrawiam,
            Gosia
            Łoś, w przeciwieństwie do jelenia i innych zwierząt, choć lubi czasem pobujać w obłokach, nie ma wygórowanych ambicji...

            Komentarz


              #7
              Gosienka, mam atlas rosyjski. Obejmuje fragment Polski, Ukrainę, Białoruś, Litwę, Łotwę, Estonię i Europejską część Rosji (tak ogólnie) o taki
              http://www.grupa18.pl/mapyrosji/index.php?productID=23 z tym, że pociąłem go i korzystałem z pojedycznych kartek, składanych i wkładanych do tankbaga.
              Pozdrawiam
              L.

              Komentarz


                #8
                Jeden z noclegów, nad rzeką w towarzystwie wędkarzy. Przyjechali na weekend na wędkowanie, jedyne 250km w jedną stronę. Rano częstują mniej rosyjską pizzą, czyli omlet z bardzo dużą ilością warzyw i dodatkiem mięsa, bardzo fajne spotkanie. Od tamtej chwili, już zawsze udaje mi się nocować nad wodą, no tylko raz nie, już w czasie powrotu. Wieczorne pływanie, w krystalicznych wodach staje się codzienną, wielką przyjemnością. Mniej więcej na wysokości Pietrozavodska zaczynają się widoki właśnie z wodą w tle. Droga, od tego miejsca to lepszej i gorszej jakości, ale cały czas asfalt. Tam, też zastaje mnie pierwsza, bielsza niż zwykle noc. Nad totalnie kamienistym brzegiem jeziora, cieszą piękne widoki (tu mała uwaga noclegowa, miałem cieniutką karimatę, dla ochrony od spodu maty samopompującej – Go Sport i układ ten sprawdził się nadspodziewanie dobrze).

                Zachód słońca...
                Jak wyglądał brzeg, widać na zdjęciu, a spałem naprawdę bardzo komfortowo.

                Brzeg
                Rano małe zawahanie przy przepychaniu moto i upadek powoduje połamanie plastików oraz totalne przygięcie gmola do owiewek.. na szczęście chłodnica i zbiornik całe, reszta też, no poza tą owiewką. Pomagam sobie nogą i gmole jak nowe, dobrze, że były.

                Po wizycie moto na kamieniach...
                Cały czas jadę na północ, miejscami droga jest prosta jak drut, urozmaicam sobie czas jak mogę, macham nogami, śpiewam, gibam się itp., byle tylko jechać. Pod wieczór któregoś dnia zatrzymuję się na tankowanie… okazuje się, że jest tylko 80 oktanów, ale w mieście, 8 km od drogi jest druga stacja. Już późno i tak zamierzałem zrobić zakupy na noc. Tankowanie, korzystam również z bankomatu. W pewnej chwili widzę dwie nowe, załadowane Tenerki. Staję, gadu, gadu i dziś biwak wspólnie z parą Szwajcarów, są kucharzami. Ona gotuje w szpitalu, On gotuje po prostu ludziom. Stać ich na dom, który właśnie zakończyli budować, nowiuteńkie Tereski z full wypasem Touratecha i sam wyjazd..ja też tak chcę…., od 7 tygodni w drodze. Jak mówią, taki czas na zatrzymanie w życiu… Nocleg, bardzo fajna miejscówka nad jeziorem, gotują spaghetti … pycha. W między czasie jeszcze okazuje się, że brali lekcje jazdy enduro, wszyscy ostrzegali ich przed Rosją, teraz się z tego śmieją. Bardzo miłe spotkanie.

                Spotkanie
                Rano szybka wymiana e-maili i w drogę. Dziś dojadę do Murmańska. Droga dłuży mi się, chwilami jest dość zimno, ale bardzo ładne widoki i brak deszczu, więc ogólnie jedzie się super. Ruch duży, przyznam spodziewałem się mniejszego. Jedyna istniejąca tam droga robi jednak swoje, cały ruch tylko tędy to i mały nie jest. Fotka pod znakiem miasta Murmańsk..i co dalej? W jednym z opisów wyczytałem, że da się dojechać do Teriberki, taka malutka wieś, ok. 120 km na pn-wsch od Murmańska. Na początku asfalt, dalej 40 km szutru. Szybka decyzja, jadę. Tankowanie, pytanie czy „aby tam nie zakryto”, okazało się, że jest to otwarty obszar. Jazda. Widoki takie, że dech zapiera, warto było tłuc się tyle km, żeby się tą drogą przejechać. Przy okazji mała przygoda, zatrzymałem się na zdjęcie, zbyt blisko krawędzi drogi, przy ruszaniu rzuca mną na piachu, sam zeskakuję z moto, które robi efektownego fikoła i zatrzymuje się do góry kołami na zboczu.. no to mam kłopot.

                i co dalej...
                Sam jej nie podniosę, waha leje się przez korek, ale zdążam wyciągnąć aparat by udokumentować, jak to da się samemu sobie taką atrakcję zafundować. Obracam ją ciągnąc za kierownicę, na tyle, że daje się postawić na zboczu i spycham na dół.

                Powoli obracam moto
                Chwila napięcia, silnik zaskakuje i pracuje ok., żadnych wycieków itp. Uff… Urwałem tylko śrubę mocowania szyby i pokrzywiłem mocowanie sprzęgła i lusterka (dla samej szyby, produkt MGG, słowa uznania, że się nie połamała a wygiÄ™ła się w chiński paragraf). Kamień, klucz jako młotek i mocowanie ok. Trzeba jeszcze tylko na drogę wrócić, najpierw rozpoznaję teren na nogach, potem jazda. Przy wjeździe na samą drogę stromo i tam też buksujący tył wyrywa pokaźnych rozmiarów ślad, udaje się jednak wrócić. Na drżących nogach jadę dalej.

                W Teriberce (sama wieś robi bardzo ponure wrażenie, sporo opuszczonych i zdewastowanych budynków, samochody bez rejestracji, porzucone łodzie itd.) zakupy i … jazda dalej, jak już tu przyjechałem, to pcham się nad samo morze Barentsa… droga przez wysypisko śmieci i nad sam brzeg morza… staję jak wryty… stoję i patrzę… jest pięknie. Po chwili (takiej dłuższej), szukam miejsca na nocleg, bardzo wieje i to realny problem przy spaniu w namiocie, czyli.. jadę jeszcze dalej Na tym totalnym odludzi z przeciwka nadjeżdża Transit…sic! Pijany (jak się później okaże Andriej) właśnie jedzie z Kobietą i Dzieckiem (raczej nie jego żona, imienia nie pamiętam, też nie najtrzeźwiejsza. Ogólnie zajmuje się turystami, noclegi, łowienie ryb itp. Mówi gdzie mogę się rozbić. Zatrzymuję się kawałek od UAZ-ów, które widziałem przy tankowaniu. Tu wieje mniej, rozbijam namiot i widzę Andriej wraca! Uuuu, to będzie długa, totalnie biała noc. Ma się wrażenie, że słońce wędruje dookoła głowy. Częstuje mnie piwem, puszkowe, 1 litr, do tego wysuszona na wiór ryba. Gadamy wszyscy, no poza najmłodszą latoroślą, w tym czasie, dzieciak w moim kasku udaje Gagarina i lata dookoła samochodu, chwilę wcześniej był Brucem Lee… Ciekawostka jest taka, że facet po paliwo jeździ właśnie do Murmańska – 120 km w jedną stronę, fakt bierze w beczki…Po „nocy” piękny słoneczny poranek, temp. 26 st.C. Tu wiem jednak, że jak wieje od morza, może być w tym samym czasie i 6 st.C. Idę na spacer zobaczyć wodospady, podobno tu jakieś są, w między czasie mycie w super czystym jeziorze. Wodospad okazał się bez szaleństwa, ale sam spacer bardzo fajny

                Wodospad

                Hotel nad morzem
                Wracam. Pakowanie i w drogę powrotną, już bez przygód w stylu zrzucania moto z nasypu. Wjeżdżam kawałek do Murmańska, ale bardzo szybko się wycofuję, miasta jednak nie dla mnie.

                Komentarz


                  #9
                  Zamieszczone przez lukasz809b Zobacz posta
                  Gosienka, mam atlas rosyjski. Obejmuje fragment Polski, Ukrainę, Białoruś, Litwę, Łotwę, Estonię i Europejską część Rosji (tak ogólnie) o taki
                  http://www.grupa18.pl/mapyrosji/index.php?productID=23 z tym, że pociąłem go i korzystałem z pojedycznych kartek, składanych i wkładanych do tankbaga.
                  Dzięki! Skala 1:1,5mln na takie odległości jak widać jest OK

                  Świetna relacja, aż prosi się o więcej..

                  Jeszcze pytanko - czy po drodze miałeś jakieś punkty, które koniecznie chciałeś odwiedzić, czy po prostu grzałeś na Murmańsk? Czy są jakieś szczególne miejsca po drodze, które chciałbyś polecić?

                  Pozdrawiam,
                  Gosia
                  Łoś, w przeciwieństwie do jelenia i innych zwierząt, choć lubi czasem pobujać w obłokach, nie ma wygórowanych ambicji...

                  Komentarz


                    #10
                    Gosienka, skala 1:1,5 mln jest, w miejscach gdzie, że tak napiszę, zagęszczenie obiektów jest mniejsze, w większości atlasu jest skala 1:750 000. Ogólnie wystarcza jak najbardziej, choć oczywiście wielu małych wiosek itp. po prostu nie ma.

                    ... i ostatnia część opisu.

                    Porzucone łodzie
                    Ogólnie droga powrotna to tranzyt. Jadę do bólu. Nocleg w tym samym miejscu, gdzie wcześniej ze Szwajcarami. Notabene stacja, która wcześniej nie miała paliwa, obecnie nie pracowała z powodu awarii.. czyli znowu odwiedziłem miasteczko. Chciałem jeszcze pojechać na południową część Półwyspu Kolskiego, nad Morze Białe. Skręciłem z drogi głównej, staję na przystanku. Rzut oka na mapę (nie mam GPS…) i jest droga i to nawet żółta, znaczy w najgorszym wypadku 200 km grawiejki. Pełen luz, pytam jakiegoś faceta czy się da, on patrzy na mnie, na mapę i mówi, jak na mapie droga jest, to się da. Prawie ruszam, zatrzymuje się samochód, młody człowiek pyta czy wszystko u mnie ok., bardzo miłe z jego strony (i za to też cenię Rosjan, większość jest bardzo otwarta i gotowa do pomocy). Dla pewności pokazuję mu mapę i pytam o drogę.. a on mówi, że się nie da! Jako to się nie da!? Okazało się, że kartograf trochę zaszalał i to jest… fragment z wyrąbanymi tylko drzewami. Facet nazwał to drogą wojenną i powiedział, że po prostu nie przejadę. Dobrze, że go spotkałem. Przy tych odległościach i częstości występowania „zaprawek” (stacja benzynowa) może się okazać, że brakuje już paliwa na powrót, a do przodu może być również słabo…

                    Planowanie powrotu

                    Z ciekawostek za to, mogę polecić, starą drogę (to ta bardziej na zachód) prowadzącą do Petrozavodska. Jest tam po prostu ładnie i dużo mniej samochodów, takie małe urozmaicenie w czasie powrotu.


                    ...w prawo i już jesteśmy na starej drodze...

                    Pogoda piękna, jadę w koszulce enduro tylko na zbroję. Już do samej Polski towarzyszy mi bardzo ładna pogoda (z jednym, małym, niezwykle ulewnym burzowym wyjątkiem, przeczekanym znowu na przystanku…).


                    ... przez skrzyżowania...


                    Droga główna, na mapie czerwona, potrafi wyglądać też tak...

                    Przejście graniczne między Rosją a Łotwą to temat na osobny opis. Podjeżdżam, a mam ambitny plan dziś wrócić do Polski i widzę kolejkę, nie jakąś tam, tylko taką kolejkę, która jak się okazuje gwarantuje 14 godzin czekania i mówię tu o samochodach osobowych!!! W ogóle życie kolejkowe w rozkwicie, jedni przysypiają, inni jedzą, gadają, do tego upał straszny. No ładnie, poczułem się ciut nieswojo. Chwilę postałem, popatrzyłem na towarzystwo i pcham moto pod sam szlaban. Uśmiech na twarz i idę do Pani w budce „u was też tak żarko?” itp., zagaduję. Bardzo ważna Pani, bierze tel. kiwa poważnie głową, po chwili jednak szlaban w górę i pcham moto dalej. Dalej już tylko Super Ważna Pani, u Niej też „żarko” Papierki, druczki i ok. 40 minut później Łotwa wita!! Wymieniam pieniądze, jak się później okaże niepotrzebnie, bo po ok. 200 km wjeżdżam na Litwę. Zatankowałem do pełna jeszcze w Rosji, 25 rubli (ok. 2,6 zł) za litr jest argumentem nie do przebicia jeśli chodzi o wartość paliwa. Zatrzymanie na Litwie na jedzenie, tankowanie i jazda. W Polsce chcą mnie w nocy rozjechać samochody jadące z przeciwka. Może są mylące dwa światła moto, które sprawiają wrażenie oddalonego auta, a może brak wyobraźni. Ze dwa razy muszę naprawdę ostro hamować. Najlepszy był jednak Tir wyprzedzający drugiego, któremu migałem długimi …a odmigali mi w obu ciężarówkach, no tu niemal się zatrzymuję by uniknąć bezpośredniego spotkania. Cóż fantazja, tylko dlaczego czyimś kosztem? I tak do ok. 1 w nocy, kiedy to stawiam moto pod blokiem.

                    Całość zajęła mi 14 dni, zrobiłem nieco ponad 6 500km (o 2000km przekroczyłem limit regulacji luzu zaworowego, sprawdziłem i wszystko ok., w granicach tolerancji). Okazało się również, że coś nie tak z ładowaniem. Noclegi tylko pod namiotem, gdzie się dało, a dało się tam prawie wszędzie. Komary niesamowite, trzeba coś na nie mieć. Koszt to głównie paliwo, spalanie ok. 5 litrów i olej, no ale to u mnie. Drogi w Rosji, szczególnie te poza głównymi, słabej jakości z ogromną liczbą dziur, da się jednak jechać ok. 90km/h . Mniejsze, to dla odmiany w przewadze grawiejki, czyli… coś dla Tenerek. Szczerze polecam ten kierunek. Przy większej liczbie osób uważam, że warto pokusić się o objechanie w drodze tam, Onegi od wschodu, a w czasie powrotu, Ładogi od zachodu.

                    Komentarz


                      #11
                      Gratuluje wspaniałej wyprawy, bardzo fajnie się ciebie czyta...niczym artykuł w Motovoyager.

                      Komentarz


                        #12
                        Bardzo dziękuję za pozytywne komentarze
                        Gosienka, co warto zwiedzić, gdzie pojechać w drodze...
                        Szczerze powiem wydaje się, że jest sporo rzeczy do zobaczenia (mam książkę z opisem ciekawszych miejsc w Rosji i jest tam sporo...książka to Rosja Cuda Świata dodawana swego czasu do Rzeczpospolitej), wiele miejsc zbudowanych ludzką ręką, na pierwszym planie Petersburg, wyspa Kiży, zwana perłą Karelii czy dawna stolica Rusi Nowogród Wielki. Można też pojechać "po przyrodę" i tu Kolski, da się tam trochę pozwiedzać samochodem z rosyjskim kierowcą, w sumie każde zjechanie z drogi (jakakolwiek by ona była) to już przygoda. Wyspy Sołowieckie, to chyba najczęściej odwiedzane miejsce... i można pojechać dla samej jazdy, spotykanych ludzi, widoków, odrobiny przyrody i kąpieli w jeziorach... stąd przyznam się, z nutą zawstydzenia, że niewielka u mnie orientacja co, tak naprawdę warto zobaczyć.
                        Pozdrawiam
                        L.

                        Komentarz


                          #13
                          Oto właśnie kwintesencja turystycznych enduro!!! Klimat i miejsca niedostępne dla innych motocykli... Pełen szacun za wyprawę i podziękowania za relację!
                          hominis est errare, insipientis in errore perseverare
                          Komar 2350; WSK 175 Kobuz; JAWA TS 350 Sport; YAMAHA XT660Z; KTM LC4 ADV; KTM LC8 ADV; obecnie KTM 625 SXC

                          Komentarz


                            #14
                            Super wyprawa i świetna relacja !!!
                            Gratuluje odwagi
                            Wschód ciągnie....nieodkryte miejsca.....

                            Komentarz


                              #15
                              respekt dal Ciebie .. jestem pod wrazniem nparawde kawał trasy czasem ekstremalnej pozdrawiam ,,,, oby tak dalej :d

                              Komentarz

                              Pracuję...
                              X